Wynajem domu we Włoszech – podsumowanie

Paweł swoje pierwsze doświadczenia z wynajmem we Włoszech zdobywał już w latach 90., kiedy mieszkał w Rzymie. Nasze wspólne włoskie przygody zaczęły się jedenaście lat temu, gdy razem wynajęliśmy pierwsze mieszkanie. Od tamtej pory kilka razy zmienialiśmy lokalizację, za każdym razem ucząc się czegoś nowego o życiu w Italii.

Wynajmowanie domu we Włoszech to przygoda, która potrafi nauczyć więcej niż niejedno wakacyjne „dolce far niente”. Zanim zdecydujesz się na kupno, warto najpierw… pomieszkać. Choćby na chwilę. Bo to najlepszy sposób, by przekonać się, jak wygląda codzienność w miejscu, które dotąd kojarzyło się głównie z wakacyjnym zachwytem.

Plusy? Są.

Można naprawdę poczuć okolicę. Zwiedzać nieśpiesznie mniej znane miejsca, do których turyści nie zaglądają, bo „nie ma ich w przewodniku”. Da się poznać rytm dnia lokalnej społeczności — kiedy naprawdę zamyka się sklepy, o której zaczyna się sjesta, w którym barze dzisiaj podają cornetto z wczoraj.

Wynajmując dom, wchodzi się w codzienność – z rachunkami, segregacją śmieci, pytaniem o pojemniki na plastik i pierwszym podniesieniem brwi na cenę gazu. To bezcenne doświadczenie, bo pozwala oszacować realne koszty życia – nie tylko w wakacje, ale też zimą, kiedy dom marzeń okazuje się nie mieć ogrzewania na wspomnienia z sierpnia.

A minusy? No cóż…
Też się zdarzają. I to w pięknych okolicznościach przyrody.

Wynajmowaliśmy kiedyś mieszkanie w kompleksie casale z widokiem na Cortonę i wspólnym basenem. Czekaliśmy na ten basen jak turyści na zachód słońca w Toskanii — gotowi z aparatem i kieliszkiem wina. Gdy w końcu nadszedł sezon, w basenie zamieszkały żaby. A z żabami — robaczki. I czar prysł. Zarządca obiektu? Udał, że problem nie istnieje, a my mogliśmy tylko słuchać żabich koncertów.

Innym razem sąsiedzi często siedzieli pod naszymi oknami do późna, paląc papierosy i prowadząc intensywne dyskusje, które brzmiały jak debaty polityczne. Sypialnia była obok — więc zamiast świerszczy, towarzyszyły nam wieczorne analizy futbolowe i recenzje lokalnego wina.

W jeszcze innym domu, po jednej porządnej ulewie, spadzisty podjazd zamienił się w rwący potok. Garaż został zalany, a z nim tawerna, która łączyła się z tym garażem. Wyleczyliśmy się ze spadzistego zjazdu wraz z ostatnim suchym kartonem.

Wynajęliśmy małe mieszkanie w rejonie, w którym często tonęliśmy we mgle. Powoli traciliśmy nadzieję na słoneczną pogodę. Szybko okazało się, że zamieszkaliśmy na terenach dawnych bagien, które osuszono wieki temu — a kiedy my brodziliśmy w mlecznej mgle, kilka kilometrów wyżej słońce rozpieszczało mieszkańców. To był najkrótszy wynajem w naszej historii, trwał może trzy miesiące.

A ostatni dom? Malowniczo położony, z ciszą i naturą dookoła. Dom miał też duży ogród — co w teorii brzmi idyllicznie. W praktyce, mimo zapewnień właściciela, że „jutro trawa będzie skoszona”, przed domem wyrosło coś na kształt prywatnego rezerwatu. Trawa po pas a robaczki w pełnym składzie. Właściwie to nie ogród, tylko prowizoryczne obserwatorium przyrody. Brakowało tylko tabliczek edukacyjnych i wszelkich maści po ukąszeniach.

W całym tym dzikim trawniku znalazł się plus — gdy Pawłowi zabrakło kopru do porchetty, wystarczyło zejść kilka kroków, by na łące odkryć dziki koper.

Z malowniczo położonego domu do najbliższego baru było 8 kilometrów. Krętą drogą. W jedną stronę z górki, w drugą – pod górkę. I odwrotnie. Trasy spacerowe niby były — widzieliśmy je nawet na mapie — ale ktoś uznał, że najlepiej będą wyglądać… za siatką. I tak zostały zagrodzone, skutecznie wykluczając dłuższe wędrówki.

Internet

Internet to osobna kategoria w plusach i minusach mieszkania we Włoszech. W wielu pięknych, spokojnych miejscach zasięg bywa… mocno symboliczny. Zdarza się, że jedyną stałą rzeczą w połączeniu internetowym jest brak połączenia. Coraz popularniejszą opcją jest Starlink — satelitarny internet, który działa nawet tam, gdzie nie dochodzi żadna inna sieć. Ceny zaczynają się od 29 euro miesięcznie i, trzeba przyznać, Starlink radzi sobie z włoskimi pagórkami całkiem nieźle. Warto mieć to w zanadrzu, zwłaszcza jeśli praca zdalna to część dolce vita, na którą liczyliście.

Co dalej?

Teraz… czas na kolejny krok. Szukamy domu, który już nie będzie „na chwilę”. Marzymy o miejscu, które będzie nasze — z własnym ogrodem, słońcem nad tarasem i przestrzenią do życia, którą stworzymy od podstaw. Nadal z włoską pasją — bo ona pcha nas do przodu mimo przeciwności, trudnych relacji z niektórymi Włochami, trawy po pas i słabego internetu.

Jeśli chcesz śledzić nasze dalsze poszukiwania — już nie wynajmu, ale zakupu domu we Włoszech — zaglądaj na bloga.

Powiązane artykuły

Ciekawe co jeszcze?

Ścieżka kategorii

Popularne kategorie

Comments

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj