Na kemping „La Scogliera” przyjechaliśmy w czasie sjesty, w związku z tym recepcja była zamknięta. W restauracji przyległej do kempingu miły pan, siedzący przy stole i spożywający posiłek (plując jedzeniem we wszystkie możliwe strony), poinformował nas, że możemy na biwakowanie wybrać miejsce, które nam najbardziej odpowiada. Na prawdę? Jak dotąd na każdym kempingu, który odwiedziliśmy, szedł albo jechał na rowerze przed naszym autem pracownik wskazując konkretne miejsce. Korzystając z nie lada okazji zdecydowaliśmy się na uroczy zakątek przy skalnej ścianie, zamykającej plażę z tejże strony.
Paweł bardzo chciał znaleźć miejsce do nurkowania przy skałach, a to miejsce spełniało jego marzenie z nawiązką.
A skoro był czas sjesty wróciliśmy do restauracji na obiad i natknęliśmy się na tego samego miłego pana, który rozmawiał z nami wcześniej. Z czasem okazało się, że był szefem kuchni, poza tym obsługiwał bar i kempingowy sklepik. Taki pan od wszystkiego, dodatkowo wciąż uśmiechnięty i bardzo miły. Wołali do niego Gufi.
Zamówiliśmy kilka zakąsek, potem makaron, a do tego dzbanek lokalnego wina. Niesamowitym zaskoczeniem okazało się to, co dojrzeliśmy za barierką restauracji, a mianowicie powiewającą na wietrze polską flagę. Wydało się to nam tak niewiarygodne, że zapytaliśmy Gufiego czy nie miał na myśli innego kraju. Wyjaśnił, że wywiesił flagi wszystkich krajów biorących udział w Euro 2016, w tym Polski. A skąd nasze zaskoczenie? Stąd, że w ciągu kilku lat podróżowania po włoskich kempingach i hotelach jest to drugie miejsce, gdzie ktoś w ogóle wziął Polaków pod uwagę, wieszając polską flagę.
Po sjeście przyszedł czas na ruch. Wyciągnęliśmy rzeczy z auta, Paweł wyjechał motocyklem i wzięliśmy się za rozkładanie namiotu. Powoli tworzyliśmy warunki domowe do kilkudniowego wypoczynku nad Morzem Tyrreńskim. Od plaży dzieliło nas tylko kilka schodów zwichrowanych przez, napierającą w czasie sztormów, wodę. Cudnie tu.
Na resztę dnia oddaliśmy się morzu i słońcu. Nic więcej do szczęścia nie było nam potrzebne. Wieczorem zjedliśmy zaimprowizowaną kolację, wypiliśmy po kieliszku wina na dobre trawienie i udaliśmy się na spoczynek. Tak minął czwarty dzień pod kalabryjskim niebem.
Dobrego dnia-)