Kalabria dzień czwarty

Na kemping „La Scogliera” przyjechaliśmy w czasie sjesty, w związku z tym recepcja była zamknięta.

W restauracji przyległej do kempingu, przy stole siedział sympatycznie wyglądający pan. Siedział i spożywał posiłek (plując jedzeniem we wszystkie możliwe strony). Poinformował nas, że na biwakowanie możemy wybrać miejsce, które nam najbardziej odpowiada. Naprawdę? Jak dotąd, na każdym kempingu, który odwiedziliśmy, szedł albo jechał na rowerze, przed naszym autem, pracownik wskazując konkretne miejsce. Korzystając z nie lada okazji zdecydowaliśmy się na uroczy zakątek przy skalnej ścianie, zamykającej plażę z tejże strony.

Paweł bardzo chciał znaleźć miejsce do nurkowania przy skałach, a to miejsce spełniało jego marzenie z nawiązką.

Skoro trafiliśmy w czasie sjesty, po ustawieniu busa wróciliśmy do restauracji na obiad. Natknęliśmy się na tego samego miłego pana, który rozmawiał z nami wcześniej. Z czasem okazało się, że był szefem kuchni, a poza tym obsługiwał bar i kempingowy sklepik. Taki pan od wszystkiego, wciąż uśmiechnięty i bardzo miły. Wołali do niego Gufi.

Zamówiliśmy kilka przekąsek, potem makaron, a do tego dzbanek lokalnego wina. Zaskoczeniem okazało się to, co dojrzeliśmy za barierką restauracji, a mianowicie powiewającą na wietrze polską flagę. Wydało nam się to tak niewiarygodne, że zapytaliśmy Gufiego, czy nie miał na myśli innego kraju. Wyjaśnił, że wywiesił flagi wszystkich krajów biorących udział w Euro 2016, w tym Polski. A skąd nasze zaskoczenie? Stąd, że w ciągu kilku lat podróżowania po włoskich kempingach i hotelach jest to drugie miejsce, gdzie ktoś w ogóle wziął Polaków pod uwagę, zawieszając polską flagę.

Po sjeście nadszedł czas na ruch.

Wyciągnęliśmy rzeczy z auta. Paweł wyjechał motocyklem i wzięliśmy się za rozkładanie namiotu. Powoli tworzyliśmy warunki domowe do kilkudniowego wypoczynku nad Morzem Tyrreńskim. Od plaży dzieliło nas tylko kilka schodów, zwichrowanych przez wodę, napierającą w czasie sztormów. Cudnie tu.

Na resztę dnia oddaliśmy się morzu i słońcu. Nic więcej do szczęścia nie było nam potrzebne. Wieczorem zjedliśmy improwizowaną kolację, wypiliśmy po kieliszku wina na dobre trawienie i udaliśmy się na spoczynek.

Tak minął czwarty dzień pod kalabryjskim niebem.

Dobrego dnia-)

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Powiązane artykuły

Ciekawe co jeszcze?

Ścieżka kategorii

Popularne kategorie

Comments

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj