W środę rano dojechaliśmy z Polski do naszego Castelluccio. Zahaczyliśmy o bar, by się przywitać, wypić cappuccino i zjeść rogalika. I tu miła niespodzianka – pani za barem widząc nas zapytała: ” Cornetto con la crema?”…si si si….tak tak tak….I tak małe, włoskie marzenie stało się rzeczywistością.
Potem Paweł przygotował ciepłe danie w postaci makaronu z sosem pomidorowym, co było zbawieniem po wielogodzinnej podróży. Popołudniu dzieciaki pomogły sprawnie rozładować auto, byśmy mogli na nowo zapakować rzeczy na czwartkowy wyjazd. Ja na widok walizki mam odruch „zwrotny” ( wynik naszego życia w biegu przez ostatni czas) , dlatego przygotowałam torbę w ostatniej chwili.
Uściskaliśmy dzieciaki i wyruszyliśmy w długą drogę na południe Italii. Przed wyjazdem poszukałam w internecie informacji na temat Kalabrii i stworzył się następujący obraz – bieda, nędzne drogi, niedokończone autostrady, opuszczone budynki, kradzieże, niski poziom usług, widoki zapierające dech, kamieniste plaże, czerwona cebula, ostre papryczki oraz uprzejmi i życzliwi ludzie. Jak dotąd poznawanie włoskiego buta zakończyliśmy na Neapolu. Teraz czekała nas wielka przygoda i ponad 800 kilometrów drogi do Roccelletta, pierwszego miejsca na odpoczynek w Kalabrii.
By dotrzeć do Kalabrii przejechaliśmy przez granice regionów Umbrii, Lacjum, Kampanii i Basilicaty. Mimo, że jechaliśmy większą część drogi autostradą, to krajobrazy za oknem nieraz wzbudzały zachwyt i niedowierzanie.
Kalabria przywitała nas rzęsistym deszczem zmuszając do powolnej jazdy. Wynagrodziła to piękną tęczą i niespodziewanym, acz długo wyczekiwanym widokiem na Morze Tyrreńskie.
Nawigacja w pewnym momencie nakazała zjechać z autostrady. I zanim wróciliśmy na nią z powrotem przeżyliśmy chwile strachu, zwątpienia i niedowierzania. Wiedz, że jechaliśmy siedmiometrowej długości busem, co pozwoli ci zrozumieć powyższe emocje.
Wjechaliśmy na dość wąską, lokalną drogę, która na mapie wygląda jak splątana nić. Nawigacja poprowadziła nas przez fragment Parco Nazionale dell Pollino, gdzie swoje granice wyznaczają Basilicata i Kalabria. Droga wpierw wznosiła się dziesiątkami serpentyn stromo pod górę, by potem z równie dużą ilością ostrych zakrętów opadać bliżej poziomu morza.
Późnym wieczorem dotarliśmy na kemping w Roccelletta. Bardzo sympatyczna pani wskazała nam plac pod piniami, z widokiem na morze. Rano mieliśmy zdecydować czy zostaniemy na dłużej czy wyruszymy dalej. Późnym wieczorem zjedliśmy pizzę w restauracji, pospacerowaliśmy chwilę i padliśmy zmęczeni.
Kiedy ja jeszcze spałam, Paweł zrobił rozeznanie w terenie i doszedł do wniosku, że to nie jest wymarzone miejsce na odpoczynek. Więc wypiliśmy w barze kawę, zapłaciliśmy za nocleg i ruszyliśmy dalej.
Dobrego dnia-)