Trochę trwało, zanim tu dotarliśmy.
Zwlekaliśmy w zasadzie tylkoz tego powodu, że Kolejkowo jest w centrum handlowym.
W wyobraźni widzieliśmy wydzielone pomieszczenie, upchnięte w zaułku wielkopowierzchniowego budynku. Wyobrażaliśmy sobie zmontowane ze trzy zestawy różnych lokomotyw z wagonami, których obejrzenie zajmie dwadzieścia minut, licząc od momentu przekroczenia drzwi centrum handlowego. Swego czasu byliśmy na wystawie kotów w galerii handlowej i mniej więcej tak się to odbywało.
Nadeszła niedziela, a godzina dziewiąta na zegarze ściennym okazała się w rzeczywistości ósmą. Pogoda za oknem nie mobilizowała do działania i wtedy Paweł rzucił hasło, byśmy wybrali się do Kolejkowa. Kilka skomunikowanych okrzyków rodzinnych przyniosło efekt i po dwudziestu minutach spotkaliśmy się w aucie.
Dochodzące z tyłu odgłosy: „Rzygać mi się chce!”, „Daleko jeszcze?!” (już pomijam czym jest siedemdziesiąt kilometrów przy tysiącu pięciuset, które przemierzamy co roku, jadąc do Italii) i remont drogi do Oświęcimia, nie zbiły nas z tropu i nie powstrzymały planu.
Wpisany adres w nawigacji głosił: Kolejkowo, ul. Pszczyńska 315, 44-100 Gliwice.
Dotarliśmy tuż po godzinie 10.00. Kupiliśmy bilety, powiesiliśmy kurtki w szatni i zaintrygowani ruszyliśmy na wystawę. W zasadzie tutaj powinnam wkleić ścieżkę dźwiękową naszej reakcji na to, co zobaczyliśmy.
Wystawa zapełnia 900 metrów kwadratowych powierzchni. Z informacji na stronie Kolejkowa wynika, że zobaczymy kilkanaście pociągów z dziesiątkami wagonów, poruszających się po kilkusetmetrowym torowisku. Będą pagórki, tunele, mosty, historyczne śląskie budowle w miniaturze, kilka tysięcy figurek ludzi i zwierząt.
Mocna nas to zaintrygowało.
Scenki z codziennego życia miejskiego i wiejskiego, statek pływający po wodzie, Indianie, sunące po szynach lokomotywy z wagonami towarowymi. Pociągi pasażerskie i tramwaje, rajd samochodowy, wątki morskie, no i „Dzikie Gliwice”.
Nasze dzieciaki wzięły udział w konkursach (z nagrodami), wymagających spostrzegawczości. Wika poszukiwała gołębi w jednej z dzielnic, a Maja konewek i okularów na terenie ogródków działkowych.
Przemiła dziewczyna z obsługi opowiedziała kilka ciekawostek o budynkach, figurkach i ludziach tworzących Kolejkowo.
Skala jest tak dobrze odwzorowana, że czułam się jak Guliwer, zerkając na Nikiszowiec i zaglądając do kuchni przez tylne drzwi Disco Pelikan.
Zaskoczyła nas niezliczona ilość detali, a tym samym mnóstwo pracy włożonej w szczegóły. Dla przykładu, plakaty panienek w jednym z warsztatów albo paczka papierosów na stoliku restauracyjnym. Ludzie tworzący makiety mają rewelacyjne poczucie humoru i bardzo dobre pomysły. Siedzą w Kolejkowie, tworząc nowe postaci, a dzielą nas od nich tylko drzwi.
Pomyśl, że wykonanie jednej figurki zajmuje sześć godzin. Gdy będziesz na miejscu, zrozumiesz o czym mówię. Zobaczysz, jak mieszkańców i przechodniów dopada ulewa, jak nadchodzący wieczór zapala uliczne latarnie i światła w oknach domów.
Makiety tętnią życiem, chociaż figurki stoją nieruchomo. Zadziwiający świat!
Spędziliśmy dobre dwie godziny między sunącymi po torach składami towarowymi, intercity i osobowymi, będącymi w naszej pamięci z czasów dzieciństwa. Jeszcze nie zajrzeliśmy w każdy kąt, okno i ulicę.
To świetnie spędzony czas. Zapisz na liście ” Będę tam” i daj znać, jakie są twoje wrażenia.
Poniżej kilka fotek. Kilka, bo resztę zostawiamy tobie do odkrycia.
Dobrego dnia-)