Wkrótce wyjeżdżam do Polski. Do momentu, w którym wszyscy znajdziemy się w Italii, minie kilka tygodni. Starsze dzieciaki do końca maja będą miały wystawione oceny, a wtedy możemy zadomowić się w naszej włoskiej mieścince na dobre – bez rozstań, przerw i nerwów.
Póki co, spacerujemy jeszcze, tym razem tylko po Castelluccio.Taka mała miejscowość, a tyle w sobie ma zakamarków. Mieszkańcy, którzy się uśmiechają albo zagadują, jest również kilku zdystansowanych, to tak dla równowagi.
Pani z baru dzisiaj pomachała nam na powitanie – to dobry znak, choć nie zaglądamy tam codziennie. Jutro akurat wybieramy się na kawę i rogalika.
Byliśmy w gelaterii w Arezzo. Ja w ramach „testu” zazwyczaj biorę smak pistacjowy, a Paweł cookies (ciasteczkowe), pistację i caffe. Maja natomiast w lodowym zestawie musi mieć czekoladę.
Włoskie lody nie mają sobie równych. Kto miał okazję zjeść w dobrej gelaterii, wie o czym mówię. Po prostu smaku włoskich lodów się nie zapomina.
Idę się pakować, można w nieskończoność odwlekać ten moment, tylko po co. Upchnę do walizki trochę słońca i przywiozę do Polski.
Dobrego dnia-)