Wytargaliśmy kolejną kartkę z kalendarza i do domu zawitał grudzień.
Pory roku nie są takie oczywiste.
Jesieni od zimy nie oddziela gruba warstwa skrzypiącego śniegu i siarczystego mrozu. Przynajmniej ja tak to pamiętam z dzieciństwa.
Grudzień bardziej przypomina mi jesień, i to taką zasiedziałą.
Czasem, wczesnym rankiem, wychodzę do ogrodu, by obserwować naturę – rosę na trawie w pierwszych promieniach słońca, szukam ostatnich poziomek albo siedzę i czerpię energię z promieni słonecznych na nadchodzący dzień.
I tak pierwszego grudnia o poranku, zarzuciwszy sweter na piżamę, wyszłam do ogrodu i jak wyszłam, tak szybko zawróciłam. Przymrozek!?
Przejmujący chłód trwał kilka dni, na szczęście rześkie poranki zamieniały się w ciepłe południa, pozwalając na ściągnięcie czapki i rękawiczek. Mieszkańcy mówią, że śniegu w tym regionie nie widzieli od kilku lat, a jak już się pojawił, to na moment i w śladowej ilości.
Piątkowe popołudnie spędziłam z Mają i innymi rodzicami w szkole.
Wykonywaliśmy świąteczne dekoracje, które zawisły na ścianach i oknach, ozdabiając i ubarwiając szkolną klasę.
Mimo, że mój włoski jest na raczkującym poziomie, zdołałam rozśmieszyć włoską mamę, z którą wycinałam z papieru bałwanowe brzuchy, czapki i szaliki.
Czwartego grudnia w niedzielę odbyło się referendum w Italii, efektem czego, czołówki poniedziałkowych gazet zdominowały wykresy z wynikami głosowania i informacje o dymisji premiera Renzi.
Również na kursie włoskiego Lara, moja nauczycielka, przygotowała temat dotyczący struktury i funkcjonowania rządu włoskiego. Oszalała!
Wtorkowy poranek przywitał nas słońcem, które dźwignęło słupek rtęci na cyfrę powyżej zera i tym sposobem mieliśmy szesnaście stopni.
Nie obyło się bez kawy z rogalikiem i spaceru po Arezzo. Święty Mikołaj też zawitał i zostawił pod naszymi poduszkami różne drobiazgi. Teraz czekamy na przyjazd gości, z którymi zajrzymy do Villaggio Tirolese , połazimy po starówce i zjemy domową kolację.
Dobrego dnia-)